czwartek, 5 maja 2011

Pokolenie DINK

Coraz popularniejszą w Polsce staje się postawa zakładająca nieposiadanie dzieci z własnego wyboru. Pokolenie DINK (double income, no kids - czyli podwójny dochód, żadnych dzieci) na Zachodzie nie jest niczym nadzwyczajnym już od dawna. W Niemczech ponad 16% kobiet i 27% mężczyzn nie zamierza mieć dzieci. W Polsce taką deklarację składa tylko 2% ankietowanych, a to i tak dwukrotnie więcej niż w latach 90 (Zaraska M., Dziecko? Nie, dziękuję, Newsweek POLSKA, 17/2011, 1.05.11, s. 48-49).

Najważniejszą chyba kwestią są powody, dla których młodzi ludzie decydują się na takie właśnie życie. Postawie takiej może towarzyszyć wiele pobudek - od  najbardziej altruistycznych zaczynając, a na najzwyczajniej w świecie egoistycznych kończąc. 

Altruiści, najogólniej mówiąc - osoby działające na korzyść innych, kierują się dobrem naszej planety. Nie jest żadną niespodzianką, że grozi nam przeludnienie (głównie za sprawą Chin, Indii i krajów afrykańskich), co w konsekwencji może nawet doprowadzić do klęsk głodowych na szeroką skalę. Jednakże, nie tylko głód i "ciasnota" są skutkami problemu, ale też wyczerpujące się złoża surowców, czy zwiększające się, w niepokojącym tempie, zanieczyszczenie środowiska. Altruiści - mitomani uważają z kolei, że nieposiadając dzieci chronią je (które przecież nigdy nie będą istniały) przed wszystkimi niebezpieczeństwami i okrucieństwami tego świata.

Niektórzy podejmują taką decyzję, ponieważ po prostu nie lubią dzieci. Sam za nimi nie przepadam. To mało powiedziane... Kiedy widzę bachora - drącego się wniebogłosy i wyrabiającego ze swoją matką, niepotrafiącą go okiełznać, wszystko na co ma ochotę - to, najzwyczajniej w świecie, mam ochotę zlać takiego małego gnoja. I nie wiem co mnie bardziej denerwuje - jego zachowanie, czy to, że do takiego stanu w dużej mierze doprowadzili jego rodzice, niepotrafiący wychować swojego dziecka. Pomimo to, mam w sobie tzw. geny rodzicielstwa. Wg prof. Slany, nie ma wiarygodnych badań, które wskazywałyby na ich brak u niektórych ludzi (Ibidem).

Z kolei innych bezdzietnych przeraża myśl, że potencjalne dziecko może okazać się ważniejsze od ich aktualnego partnera. Nie każdy tego chce. Nie każdy ma ochotę zmieniać swoje życie i przewracać je do góry nogami. I w tym miejscu zaczynają się postawy egoistyczne, będące dokładnym odzwierciedleniem postaw altruistycznych. Po co mi to? Wolę dalej często wychodzić ze znajomymi do kina, na imprezy, dużo czytać i podróżować. Dziec to nie dla mnie. Niech inni je mają. Przecież wszyscy z nich nie zrezygnują...

Takie myślenie jest niebezpieczne. Decydując się na brak dzieci teraz - fundujemy sobie trudną starość. Jeżeli oczywiście szczęśliwie do niej dożyjemy. Polskie społeczeństwo jest jeszcze stosunkowo młode, porównując je do innych krajów Europy zachodniej, jednakże właśnie zaczyna się starzeć. Za kilkadziesiąt, a może nawet kilkanaście lat, liczba osób wieku emerytalnym zacznie się gwałtownie zwiększać. Wg prognoz, udział osób w wieku poprodukcyjnym w ogólnej strukturze ludności, zwiększy się z 16% do 26,7% w roku 2035 (egospodarka.pl). Odsetek osób w wieku produkcyjnym będzie się z kolei zmniejszał. Oznacza to, że coraz mniejsza grupa osób będzie musiała pracować na emerytury grupy powiększającej swoją liczebność. Myślę, że nikt nie chciałby, aby te prognozy się urzeczywistniły, jednak jest bardzo mało prawdopodobne, że tak się nie stanie.

Dlatego uważam, że posiadanie dzieci jest inwestycją w naszą przyszłość. Nie obchodzi mnie żadna presja, tym bardzie ta wywierana przez Kościół katolicki (na którą niektórzy bezdzietni się skarżą) - zdanie Kościoła na mój temat mam głęboko gdzieś i nie jest ono absolutnie powodem moich poglądów co do posiadania dzieci. Kieruję się tutaj tylko i wyłącznie zdrowym rozsądkiem (przecież nasz partner życiowy kiedyś odejdzie - z tego świata lub do kochanki/a, a dzięki dzieciom nie zostaniemy całkiem sami) oraz pobudkami czysto ekonomicznymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz