wtorek, 14 czerwca 2011

Nowy szczyt bezczelności

cowgalway.pl

A właściwie to szczyt skurw... Nie mogę dokończyć, bo mi adsensa (reklamy takie, jak by ktoś nie wiedział) zablokują. Dla takiego osobnika, o którym przeczytacie dalej, powinny być specjalne zakłady karne, w których "jego przedsiębiorczość na prawdę zostałaby doceniona" - dogłębnie i wyczerpująco. 

Kiedy oglądam materiał wideo, przygotowany i opublikowany przez tvn24.pl (http://www.tvn24.pl/-1,1706874,0,1,bral-90-zl-za-kilometr-taksowkarz-skazany,wiadomosc.html), na którym możemy zobaczyć, jak łysa pała bez szkoły, wyłudza w biały dzień pieniądze i to w sposób chamski i prostacki, to coś się we mnie gotuje.

Bohater wspomnianego materiału, już podczas podróży przygotowuje klienta psychicznie na większy wydatek ("Droga to będzie droga. Pod względem finansowym"). Ha, ha, ha - humor rodem z Familiady... Na koniec podlicza rachunek i oznajmia, że powinno być 280 zł, ale łaskawie będzie tylko 190 zł! Za kurs spod Hotelu Europejskiego do Cracovii. Czyli wychodzi 90 zł za kilometr. A powinno być 10-12 zł za całą drogę. 

Jeżeli klient nie miał takiej ilości gotówki, musiał podpisać zaświadczenie o zadłużeniu, od którego dziennie naliczano 50% odsetek! Brzmi abstrakcyjnie? A jednak, takie rzeczy działy się na prawdę i to w ścisłym centrum Krakowa. A najlepsze jest to, że ludzie płacili! A wystarczyło zadzwonić na policję, albo dać gościowi w mor.., w twarz - w zależności od tego, na co możemy sobie pozwolić. Bez żadnych świadków, można powiedzieć, że w afekcie - w najgorszym wypadku jakiś mały zawias, i to przy bardzo dużym pechu.

A że delikwent poszedłby do sądu - nie ma wątpliwości. Właśnie drogą sądową Edward Z. próbował odzyskać od swoich "klientów" zaległe opłaty za przejazd, wraz z kolosalnymi odsetkami (to się nazywa mieć tupet...). Na szczęście - to właśnie nim zainteresował się sąd i skazał go dzisiaj na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na trzy lata za oszustwo i wyłudzanie pieniędzy, wyrok oczywiście nieprawomocny. Edward Z. będzie też musiał zapłacić 2 tys. zł grzywny oraz zwrócić wyłudzone kwoty przejazdu, czyli 824 złote. Dżentelmen ten jednak do winy się nie przyznaje, na ogłoszeniu wyroku się nie pojawił, a ustami swego obrońcy zapowiedział apelację: "Opieram się na wypowiedziach mojego klienta, który twierdził, że przedsiębiorczość, którą on realizuje, gdzie indziej byłaby doceniona. U nas jest niestety w ten sposób szykanowana. On nic złego nie uczynił, prowadził tzw. małą działalność gospodarczą z zakresu przewozu osób, wykorzystując możliwości prawne". A było nie chodzić na wykłady, Panie mecenasie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz