Oglądając dzisiejszą poranną transmisję, podczas której PiS prezentował drugą część swoich wypocin, nazwanych roboczo "Białą Księgą", doszedłem do wniosku, że katastrofa smoleńska była najlepszą rzeczą, jaka mogła się dla PiSu wydarzyć.
Dlaczego tak sądzę?
Wyobraźmy sobie, że Tupolew szczęśliwie wylądował, Prezydent Kaczyński przeczytał z kartki, co miał przeczytać i wrócił szczęśliwie do Polski razem z pozostałymi 95 osobami. Po kilku miesiącach odbyły się wybory Prezydenckie, w których ówczesny rezydent Pałacu Prezydenckiego nie miał najmniejszych szans na zwycięstwo, tu czytaj: przegrał. Odszedł zatem na prezydencką emeryturę, a jego brat Jarosław - z dnia na dzień tracił poparcie.
Piękne prawda?
Niestety niezupełnie. Teraz dla PiSu jest o wiele, wiele piękniej. Można powiedzieć, że Premier Kaczyński jest u szczytu swojej kariery politycznej. Gra katastrofą smoleńską najwyraźniej mu służy. W końcu prawie o niczym innym teraz nie słyszymy z ust posłów Prawa i Sprawiedliwości, jak tylko o tym, że rząd jest odpowiedzialny za katastrofę, i że PiS zrobi wszystko, aby ją należycie wyjaśnić - oczywiście do tego potrzebny mu jest powrót do władzy. Wtedy sprawcy zostaną ukarani poprzez zesłanie do łagrów czy coś w tym stylu.
Gdyby nie wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku, Premier Kaczyński nie miałby z czym iść do wyborów. Bo co by powiedział? Że będzie żyło się lepiej? To już mówiło PO w poprzedniej kampanii. Teraz jest jak jest, ale przynajmniej obciachu na światową skalę nie ma! Nieudolni PiSowcy już byli u władzy, nic dobrego nie zrobili, a wszyscy Polacy wystarczająco dużo wstydu się przez nich najedli, choć niektórzy nie są nawet tego świadomi...
Wracając jeszcze do dzisiejszej konferencji: jest ona kontynuacją wczorajszej, której niestety nie oglądałem, za to dziś na moment włączyłem telewizor. Wczoraj było o odpowiedzialności Rosjan za katastrofę, a dzisiaj - o odpowiedzialności wysokich urzędników rządu Donalda Tuska. Cały raport został zatytułowany: "Biała Księga" ws. katastrofy smoleńskiej. Obejrzałem kilkanaście minut dzisiejszej transmisji i zacząłem się zastanawiać czy ktoś jeszcze to ogląda...
Sam ton głosu pana Macierewicza wyprowadza mnie z równowagi. Słychać w nim wyraźnie pewną ignorancję. Szczerze mówiąc - już wole słuchać mlaskania i cmokania Prezesa Kaczyńskiego... Pan Macierewicz obrzucał wszystkich po kolei błotem, a Pan Kaczyński grzecznie siedział przy stole i się wszystkiemu przysłuchiwał, momentami sprawiając wrażenie, jakby tracił kontakt z rzeczywistością. Ileż razy, w ciągu tych kilkunastu minut usłyszałem, że winny jest Tusk, Sikorski, Klich i wszyscy inni z PO. Tylko PiS jest cacy, piloci cacy, Lech Kaczyński - very cacy, a rząd PO i Rosjanie to w zasadzie jedno i to samo. Najbardziej mnie rozbawiło, jak Macierewicz użył sformułowania "pan pułkownik prezydent (lub premier - nie pamiętam) Putin". To wszystko wyglądało jak jakaś socjalistyczna propaganda.
Ma to jednak swoje zalety. Polacy nigdy nie byli zjednoczeni, a teraz doskonale kształtuje się linia podziału - liberalni, pro-europejscy, głównie młodzi i wykształceni kontra konserwatywni, służalcy wobec Watykanu, anty-europejscy, głównie starsi, niewykształceni i rozczarowani swoją egzystencją. Podczas najbliższych wyborów okaże się, jak liczna jest na prawdę ta druga grupa (moim zdaniem nie liczna), a wtedy będzie można zostawić tych drugich samym sobie, nie poświęcając im ani krzty uwagi, żeby się sami na wzajem pozagryzali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz